Magiczne Bestsellery

  |  

Promocje

  |  

Horoskop

  |  

Salon Wróżb i Magii

  |  

Magiczny Blog

  |  

Kontakt / O nas

  |  

Koszty dostawy

Zamknij [X]
Galeria
Czochrałem antarktycznego słonia
Czochrałem antarktycznego słonia
Galeria okno

Czochrałem antarktycznego słonia

Ocena: 0.0 (Brak ocen)
Typ produktu Ilość stron: 500
Oprawa: broszurowa
Dostępność:
P R O D U K T   N I E D O S T Ę P N Y
Opis książki Czochrałem antarktycznego słonia

42.42

najniższa cena z 30 dni: 42,42 zł
PRODUKT NIEDOSTĘPNY Zapytaj o dostępność

Kto wie, że do poznania śpiewu wielorybów przyczynił się amerykański wywiad, który sądził, że rozpracowuje tajne sygnały sowieckich łodzi podwodnych w Antarktyce? Albo to, że płeć pingwinów najłatwiej poznać po tym, czy mają brudne brzuszki, czy plecy? Albo, że lodowce się cielą, a inne krwawią?

Mikołaj Golachowski od ponad dwudziestu lat bada zwierzęta. W polskich i rosyjskich lasach obserwował norki, lisy, jenoty, wilki czy łosie. Ale w końcu znalazł swoje miejsce na ziemi: od 2002 roku pracuje w rejonach polarnych. Spędził dwie zimy oraz cztery sezony letnie w Antarktyce, badając ekologię słoni morskich i skupiając się na ich niezwykłych obyczajach seksualnych. Od ośmiu lat jest przewodnikiem turystycznym w Antarktyce i Arktyce. Praca na statku, pływanie po dzikich rejonach pontonem i żaglówką dało mu okazję do kolejnych bliskich spotkań, zwłaszcza z niedźwiedziami polarnymi i waleniami.

W tej książce opowiada o swoich bliskich spotkaniach z dzikimi zwierzętami (z pingwinami, fokami i uchatkami, orkami i wielorybami), o pierwszych zdobywcach Arktyki i Antarktyki – o tych, którzy przeżyli i o tych, po których słuch zaginął. O arktycznych plemionach, o ich obyczajach (często zaskakujących), wierzeniach i o tym, jak się skończył ich kontakt z białym człowiekiem. Wywiad: Zaczynał od wróbla, poźniej gabaryty jego zwierzęcych towarzyszy rosły. Obecnie jego ulubieńcy to słonie morskie, foki i uchatki. Gdyby dostał etat na uczelni, to zamiast na biegunie północym siedziałby za biurkiem. Przed państwem Mikołaj Golachowski, który wyjaśnia dlaczego niedźwiedzie polarne nie jedzą pingwinów, a także które zwierzę jest jak mieszkanka Woody Allena z Rockym Balboa.

"Panie Mikołaju, nie mogę nie zacząć od pytania związanego z tytułem książki. Czochrał Pan antarktycznego słonia i co, polubiliście się?

Kiedy już dochodziło do czochrania, na ogół rzeczywiście zaczynaliśmy się lubić. Linienie musi trochę swędzieć i zwłaszcza młode słoniki najczęściej się wtedy uspokajały, a nawet przekręcały z boku na bok, pokazując gdzie mam drapać. Z dorosłymi było gorzej, ale to dłuższa historia.

Cofnijmy się trochę w czasie. U Pana miłość do zwierząt rozpoczęła się od wróbla Kuby, potem był pies, żółw stepowy, koty. Skąd ta fascynacja zwierzętami?

Nie mam pojęcia. Mam ją odkąd pamiętam i wszystkie moje ulubione książki dzieciństwa były o zwierzętach. A im więcej się z czasem dowiadywałem, tym ta fascynacja stawała się większa. To banalne stwierdzenie, ale wśród zwierząt, zresztą roślin też, naprawdę można natknąć się na zachowania czy strategie, których nie dałoby się wymyślić nawet pod wpływem interesujących substancji chemicznych. No i zawsze ciekawiło mnie porównywanie rozwiązań, jakie wobec tych samych problemów znajdują istoty od nas różne, choć jednocześnie często tak podobne.

Był czas, kiedy bardzo chciał Pan zostać na uczelni i pracować jako wykładowca. Przypadek sprawił, że nie dostał Pan etatu. Z perspektywy czasu nie ma czego żałować?

Teraz jestem z tego bardzo zadowolony, bo pewnie inaczej nie trafiłbym na Antarktydę. Ale wtedy bolało bardzo. To nawet nie chodzi o to, że bardzo chciałem zostać. Ja w ogóle nie rozważałem innej możliwości. Taki prztyczek w nos naszego poczucia bezpieczeństwa, nauczka pokory chyba zawsze dobrze robi na psychikę, nawet jeśli sama lekcja jest bardzo nieprzyjemna.

Bieguny zimna to teraz dla Pana środowisko naturalne, trudno było się zaadaptować do panujących tam warunków? Czy wręcz przeciwnie, stanął Pan tam pierwszy raz i pomyślał: tak, teraz jestem u siebie?

Zdecydowanie to drugie. Zawsze wolałem chłód od gorąca. No i nie byłem nigdy na żadnym biegunie zimna poza tym naszym krajowym, na Suwalszczyźnie.

Najciekawsze przeżycie do tej pory związane z podróżowaniem na Antarktykę to próba wzięcia prysznica na rozbujanym statku?

Nie, absolutnie nie. Miałem mnóstwo dużo ciekawszych. Tamten prysznic był jedynym problemem, jaki kiedykolwiek osobiście miałem ze sztormem. No i faktycznie prawie wtedy umarłem, ze śmiechu.

Niedźwiedzie polarne, słonie morskie, foki, uchatki. To Pana towarzysze na co dzień. Które ze zwierząt zrobiło na Panu największe wrażenie i dlaczego?

Wszystkie robią ogromne wrażenie i każde z nich z innych powodów. Ale z biegiem lat zauważyłem, że tak całkiem osobiście to najbardziej lubię uchatki, czyli kotiki antarktyczne. W tym roku obserwując je, kiedy jak zwykle moja praca polegała na tym, żeby nikt nie ugryzł nieostrożnych turystów, uświadomiłem sobie, że te neurotyczne osiłki są jak skrzyżowanie Woody Allena z Rockym Balboa. Nie da się nie lubić tego chaosu, który generują. Choć mój kolega, Nikita, nie był pod wrażeniem. Kiedy pierwszy raz dotarł na Georgię Południową, skwitował tłumy agresywnych samców wzruszeniem ramion i powiedział: „Phi, u nas w Arktyce ci, co pracują z kotikami, poruszają się po plaży za pomocą czołgu”.

Jak reagują na Pana pracę przyjaciele, znajomi z Polski? Często musi Pan tłumaczyć, że niedźwiedzie nie jedzą pingwinów, bo jest to po prostu niemożliwe?

Znajomi chyba już wszyscy wiedzą, że misie nie znają pingwinów. A reakcje zależą od stopnia bliskości. Niektórzy patrzą na to jak na fascynującą pracę marzeń, choć rodzina, całkiem słusznie, raczej się na nią wścieka. Dlaczego warto chociaż raz oderwać się od wszystkiego i pojechać na Antarktykę? Żeby zobaczyć ostatni ogromny i piękny teren nie zniszczony jeszcze przez człowieka. No i po to, żeby uświadomić sobie, że nasze pieniądze czy pozycja społeczna albo polityczna nie znaczą tam nic. Mogę być najbogatszym człowiekiem świata, ale gdy przyroda w Antarktyce mówi „nie”, nie wyląduję tam gdzie chce, bo będzie za dużo lodu, za silny wiatr lub zbyt wielkie fale. Taka lekcja pokory działa bardzo odświeżająco na umysł. I dobrze jest ją przywieźć z powrotem. Zupełnie na koniec.

Pisze Pan w książce, że jeśli kiedykolwiek otworzy swoją knajpę, to będzie się nazywała „Horyzont Zdarzeń”. Dlaczego?

Bo to miejsce, cienka sfera otaczająca czarną dziurę, gdzie nie wiadomo, czy się do niej wpadnie, zostanie tam na zawsze, czy odleci dalej w kosmos, to dla mnie jednocześnie miejsce gdzie ścisła fizyka spala się.

Szczegóły książki Czochrałem antarktycznego słonia
Recenzje książki Czochrałem antarktycznego słonia - przeczytaj opinie klientów:

Podobne produkty
eBook Czochrałem antarktycznego słonia mobi epub Czochrałem antarktycznego słonia

Cena: 34.42 zł
Kto wie, że do poznania śpiewu wielorybów przyczynił się amerykański wywiad, który sądził,...
Sklep prowadzony przez: Glosel spółka z ograniczoną odpowiedzialnością sp.k.
Al. Tysiąclecia Państwa Polskiego 6, 15-111 Białystok, NIP: 542-315-11-57, REGON: 200317860, KRS 0000569207
+48 85 674 36 19, sklep@czarymary.pl

Copyright © 2004-2024 CzaryMary.pl